niedziela, 1 marca 2015

FF#2 Ulubienica pewnego biednego pana

Na parapecie leżała sobie podłużna koperta. Cicha i milcząca, położona równiutko na rogu, jak gdyby nigdy nic. Patrzyła w sufit nieistniejącymi oczami i zastanawiała się, jakim cudem trafiła w sam środek żydowskiej dzielnicy. Niesiona przez sierpniowy wiatr? Wypluta przez rynnę? Wystrzelona z karabinu? W jednej chwili została wyszarpnięta ze snu, gdy pochwyciły ją czyjeś ciepłe, delikatnie drżące z przejęcia dłonie, które z precyzją chirurga rozcięły ją delikatnie i wyjęły ze środka pachnący różami list.
 
Drogi Panie Goldberg, Powiadamiam Pana uprzejmie, iż uprzedniej nocy zostawił Pan w mojej sypialni swój garnitur. Byłabym wdzięczna, gdyby Pan nie bałaganił tak bezustannie na mojej posesji, gdyż niebawem będę zmuszona wypłacić pani Jadwidze podwójną pensję za dodatkowe prasowanie męskich patałachów.
 
P.S. Mam nadzieję, że nocny spektakl się Panu spodobał. Zapraszam dzisiaj na powtórkę z rozrywki, ale upominam o sprzątaniu po sobie.
Wymęczona i zdenerwowana
 N.
 
    Matiasz Goldberg czytał napisane pochyłym pismem litery, a jego twarz z sekundy na sekundę rozjaśniała się w jeszcze szerszym uśmiechu. Widząc odbicie czerwonej szminki na odwrocie koperty, rozpoznał każdą linię jej złożonych w pocałunek warg. Kolor był wystarczająco malinowy, aby podkreślić wydatność jej drżących ust, wystarczająco krwisty i drapieżny, aby pobudzić wyobraźnię i wystarczająco szkarłatny, żeby pozostać na pergaminie na długi, długi czas.
  - Kocha mnie - westchnął cicho młody Żyd, przeczesując dłońmi czarne włosy i wpatrując się w śnieżnobiałą kartkę, po której z pewnością niedawno jeździła jej szczupła dłoń. Spróbował wyobrazić sobie minę na jej twarzy, gdy z namysłem kreśliła niniejszą wiadomość. - Cholera jasna! Kocha mnie! - wykrzyczał, wyciągając z kieszeni pogiętego papierosa.
  - Akurat - prychnął Alter, zaglądając bratu przez ramię. - Wyraźnie widzę, że to sarkazm. Takie bogate panie, jak Natalia Petrova nie zakochują się w takich nędznych panach, jak Matiasz Goldberg. Jesteś głupi, jeśli jeszcze tego nie zrozumiałeś.
  - Po prostu zżera cię zazdrość, braciszku.
  - Matiasz, Alter, o co chodzi z nocnym spektaklem? Pani Petrova miała wczoraj jeszcze jeden wieczorny występ w teatrze? - spytał mały Ksender, marszcząc brwi. Dwaj starsi bracia ryknęli śmiechem, a Matiasz pogłaskał malca po głowie.
  - Kiedy będziesz starszy, to wszystko ci opowiem, zgoda?
  - Wynocha mi z domu z tym dymem! - Pani Goldberg wbiegła do salonu z kwaśną miną i półmiskiem sałatki galicyjskiej w dłoniach. - Jeszcze tego brakowało, żeby mi obrusy nasiąknęły tym smrodem. Ksender, zabieraj się lepiej do kąpieli. A ty, Alter, mógłbyś się wreszcie ubrać. Pranie czeka na balkonie. Ojciec niedługo wróci, uprzątnijcie ten bałagan. Zgaś tego papierosa! - Kobieta dała upust emocjom, jednak Matiasza nie było już w pokoju. Z miną wniebowziętego anioła nałożył na głowę płaski kapelusz, poprawił niechlujnie kołnierz i cmoknął matkę w wypudrowany policzek.
  - Życzcie mi wszyscy powodzenia! Z odrobiną szczęścia nie wrócę dzisiaj na noc do domu! - krzyknął w progu, a następnie zbiegł po klatce schodowej i w mgnieniu oka znalazł się na ulicy, po której snuli się rozmawiający ludzie, młodzi sprzedawcy gazet, starsi dżentelmeni oraz przeludnione, pędzące niemieckie BMW, czerwone tramwaje z niemieckimi obywatelami, których nietrudno było rozpoznać w tłumie.
   Owiał go najbardziej rześki i ciepły wiatr, jaki tylko mógł gładzić powierzchnię Ziemi. Świergot warszawskich ptaków, muzyka klawesynów, brzdęk monet, gwar rozmów i zapach świeżo upieczonych bułek przyprawiał Matiasza o zawrót głowy, gdy ze śmiechem doganiał pędzący pojazd i kierował się w stronę Teatru Narodowego, widząc przed oczami wirujące na wietrze włosy Natalii Petrovy. Pośród antysemickich rysunków wyciętych z prasy polskiej, na wielkich słupach z ogłoszeniami widniały czaro-białe zaproszenia na spektakl pod tytułem Ulubienice Diabłów, z ozdobnie wydrukowanym napisem: Aleksandra Dalecka w roli Biednej Persefony oraz Natalia Petrova w roli Madame Brygidy, scenariusz - Feliks Mieczyński.
  - Chwileczkę, a pan gdzie się wybiera? - zawołał strażnik ubrany w elegancki garnitur, w momencie, gdy Matiasz przebiegł przez ogromne wrota w tłumie rozchichotanych kobiet w drogich sukniach i poważnych dżentelmenów, wśród których byli również niemieccy oficerowie.
   Dwudziestolatek zatrzymał się i przybliżył do ochroniarza, który w międzyczasie z uśmiechem kasował bilety, zapraszając gości w języku niemieckim i życząc im dobrej zabawy. Jego skóra na twarzy przypominała mapę Wielkiego Kanionu Kolorado i na pierwszy rzut oka było widać, iż wychował się on na schodach teatru.
  - Panie Ludwiku, to ja, Matiasz.
  - Goldberg? Znowu? Wszędzie się tutaj pałętasz, młodziku. Co cię tym razem przywiało?
  - Miłość! Miłość, panie strażniku!
  - Ćśś... - syknął łysy mężczyzna, spychając chłopaka w tył. Kryształowe żyrandole rzucały światło na połyskującą biżuterię kobiet. Wokół niósł się zapach perfum.
  - Co ty kombinujesz, Goldberg? Przez ciebie mogę stracić pracę, mały skurczybyku. Wybierasz się do Petrovy? Oj, żeby ciebie w końcu nie pożarła ta ruska ryba...
  - Ależ panie strażniku, taką w istocie mam nadzieję.
  - Przejesz się jej szybko, Goldberg. Radzę też pilnować portfela. Bilety z tygodnia na tydzień są coraz droższe - szepnął, rozglądając się dyskretnie.
  - A Niemcy mnożą się i mnożą jak króliki. Niedługo wypchną nas oknami. Pilnuj się i zdejmij ten przeklęty beret, a tym razem ci daruję.
  - Niech się pan o mnie przedwcześnie nie martwi. Wolę być zjedzony przez panią Natalię, niż wypchnięty z sali przez Niemców.
  - Pal licho salę! Niedługo wypchną nas z granic Polski. Zmykaj i więcej nie pokazuj mi się na oczy.
   Ogromna aula była zapełniona po brzegi, a gości z minuty na minutę przybywało coraz więcej. Rzeźbione postacie na filarach, czerwone fotele, czerwona kurtyna i czerwona szminka na kopercie, którą wciąż trzymał w dłoniach Matiasz, wirowały mu przed błyszczącymi oczami.
   I wtedy ją zobaczył.
   Wśród paryskiej scenerii, dokładnie wykończonych rekwizytów i cichutkiej muzyki, płynącej z podłużnych fletów orkiestry, pojawiła się Natalia, przebrana w suknię renesansowej damy. W dłoni trzymała wachlarz, a jej brązowe włosy były upięte w bardzo misterną, prawie półmetrową fryzurę godną najznamienitszej damy dworu na Luwrze. Za nią wystąpiły szeregi osmolonych sług Hadesa i wnet cała orkiestra zaczęła grać nowy, żywszy utwór.
   Persefona nadeszła w drugim akcie - spowita w czerń, która kompletnie nie pasowała do jej złocistych włosów małego aniołka. Aleksandra poruszała się kocim krokiem, strasząc i podchodząc zagubioną Madame Brygidę z różnych stron, opowiadając jej o paskudnym jedzeniu, jakie serwują w podziemiach. Widownia śmiała się i klaskała, a zakochani po uszy kawalerowie rzucali kwiaty na zapełnioną scenę, wprost pod ich stopy. Wnet rozbrzmiał magiczny duet dwóch sopranów, a następnie pojawiły się pochodnie i śpiew kobiet przerodził się w budzący zachwyt chorał wszystkich solistów.
   Matiasz oglądał całe przedstawienie z okna na strychu, nieprzerwanie bijąc brawo i podziwiając płynącą po scenie sylwetkę Natalii Petrovy. Jej raz zasmucona, raz oczarowana, raz rozmarzona twarz, przyprawiała jego serce o nieustanne palpitacje. Kocha mnie, kocha mnie. Widzę to w jej pięknych, brązowych oczach. Jeśli coś ma być wyznacznikiem brązowego ideału, to tylko jej oczy, pomyślał w chwili, gdy w auli rozbrzmiały ostatnie owacje na stojąco, trwające przez prawie piętnaście minut, gdyż w końcu Natalia i Aleksandra były najmłodszymi aktorkami na warszawskiej scenie, które przeżyły swój głośny debiut już kilka lat wcześniej. Teraz schodziły ze sceny w świetle oszalałych okrzyków i światła reflektorów, oddalając się wprost w ramiona roześmianych scenarzystów, rekwizytorów, statystów i reszty załogi, która biła gromkie brawa i lała szampana do wysokich kieliszków.
  -  Moje młode, piękne i śliczne dziewczynki! Spisałyście się, nie ma o czym mówić. Serdecznie wam dziękuję i gratuluję w imieniu całego teatru - Dyrektor w żółtej muszce na szyi ucałował dłonie dziewcząt i wyszeptał kilka słów na ucho Aleksandry, która zaśmiała się głośno, wznosząc toast.
  - Przyjaciele! Wypijmy za nas! Za teatr! Za sztukę! - zawołała, zdejmując z głowy hebanowy wianek Persefony i uwalniając złociste sploty długich włosów. W jej błękitnych oczach szalał iskry podniecenia, a całe napięcie opadało wraz z liczbą widzów, którzy ze szerokimi uśmiechami opuszczali Teatr Narodowy w Warszawie.
  - Za sztukę!
  - Za Pola Elizejskie!
  - Za Madame Brygidę i Persefonę!
  - Za Dalecką i Petrovę!
  - Zdrowie, przyjaciele!
   Przyjaciółki udały się powolnym krokiem w stronę garderoby, odprowadzane przez tłum widzów, którzy specjalnie przedostali się do przedsionka z nadzieją, że Dalecka i Petrova podpiszą się na ich nagich pośladkach.
  - Powinnyśmy wyrzeźbić swoje podobizny przed zamkiem, wiesz? - zaśmiała się Aleksandra, zdejmując z nadgarstków czarne perły. - My jako dwudziestowieczne symbole seksu i elity aktorskiej. Pomyśl tylko, ilu mężczyzn modliłoby się do nas podczas samotnych nocy.
  - Nawet Niemcy zdjęliby spodnie! - wykrzyknęła lekko odurzona alkoholem Natalia, jednak blondynka natychmiast zakryła jej usta dłonią i dała kuksańca w żebra, przypominając o tym, że ściany też mają uszy.
   W pewnej chwili coś poruszyło się między puchatymi kożuchami i kolekcją karnawałowych masek. Kobiety stanęły jak wryte, uważnie nasłuchując. Natalia chwyciła w dłoń szklany dzban z herbacianymi chryzantemami i nakazała Aleksandrze ciche otwarcie drzwi. Sama zbliżyła się na szpilkach do wieszaków z kreacjami i rzuciła wazonem wprost w jedwabne kostiumy egipskich władczyń.
   Ubrania krzyknęły, a to, co zza nich wyszło, nie przypominało żołnierza ZSRR. Petrova krzyknęła i opadła na fioletową pufę przed lustrem.
  - Matiasz, zwariowałeś? Mogłam dostać zawału!
  - A ja wstrząśnienia mózgu, kochanie. Mocno ujeżdż... uderzasz.
  Aleksandra zawyła śmiechem, pomagając Matiaszowi podnieść się z kolan, a następnie z uśmiechem wręczyła mu kieliszek szampana. Natalia prychnęła, zbierając z podłogi porozrzucane i tonące kwiaty.
  - Wypij za nasze zdrowie. To był jeden z naszych najlepszych występów w karierze - powiedziała.
   Zapadła chwila ciszy, w czasie której dwudziestolatek wypił cały kieliszek jednym haustem.
   - No, to ja zostawiam was samych. Widzimy się jutro na błoniach.
   Wyszła, pozostawiając ich samych. Serce Matiasza biło w nienaturalnym rytmie, a jego myśli szalały wokół wpatrującej się w niego Natalii. Dziewczyna wydęła usta i przewróciła oczami, podchodząc do niego i przeczesując palcami jego mokre, czarne włosy, pachnące korzeniami chryzantem. Strzepnęła z jego ramienia pojedyncze płatki i westchnęła obcesowo:
  - Ty musisz tak wszędzie za mną łazić, Goldberg?
  - Na koniec świata. Dostałem twój list.
  - Mój list? Dziwne, nie wysyłałam do ciebie żadnego listu. To musiała być pomyłka - warknęła znudzonym tonem i już miała odejść, gdy Matiasz chwycił ją za nadgarstek i pociągnął w swoją stronę, unieruchamiając jej dłonie. Na twarzy Natalii zrodziło się zdenerwowanie.
  - Oszalałeś?! Jestem w pracy... - syknęła, próbując wyrwać się z objęć, a jednocześnie poruszając delikatnie biodrami. - Przydaj się lepiej na coś i rozwiąż mi gorset. Zaraz się w nim uduszę.
   Nim się spostrzegła, stała prawie zupełnie naga w ramionach młodzieńca żydowskiego pochodzenia i oddawała się jego mokrym, wodnistym pocałunkom. Dłonie Matiasza dotykały ramion Petrovy i gładziły jej brązowe sploty włosów.
  - Jesteś mi winien trzydzieści złotych za straty moralne odniesione w wyniku pieprzenia się na blacie mojej toaletki - wydyszała, przygryzając zębami jego rozchylone wargi. Jednym, szybkim ruchem zszarpała z jego ramion szytą kamizelkę i rozpruła czarne guziki koszuli, która chwilę później znalazła się pod ich nogami. Czuła ciepło bijące od jego ciała i napięcie wirujące w jego szarych oczach. Penetrując palcami twarz mężczyzny, objęła go w pasie nogami i szarpnięciem przysunęła jeszcze bliżej siebie.
  - Nic ci nie zapłacę, Madame Brygido. Nie stać mnie - odparł, odgarniając z blatu rozsypane kosmetyki; tusze do rzęs, kredki do oczu, perfumy, szminki i kolczyki bez pary. Wszystko wylądowało na podłodze, razem z potłuczonym szkłem i kwiatami.
   Wszedł w nią szybkim, niecierpliwym ruchem i niebawem oboje wzbili się w podniebnym tańcu dwóch poruszających się ciał. Ich oddechy mieszały się, łączyły i rozłączały, podczas gdy Matiasz zbierał pospieszne pocałunki z jej odchylonej szyi. Ich złączone dłonie podrygiwały w rytm pchnięć, a za drzwiami było słychać roześmiane głosy załogi, która zbierała się do wyjścia i opicia sukcesu w restauracji na rogu ulicy.
  - Matiasz... oni... mogą tu wejść - zachichotała Natalia, z rozkoszy wbijając paznokcie w drewniany blat.
  - I co? Wtedy zobaczą jeszcze lepszy pokaz, niż ten, który wy dałyście dzisiaj na scenie.
  - Jesteś głupim, biednym Żydem, Goldberg.
  - Najszczęśliwszym Żydem na ziemi - sprostował, a następnie znieruchomiał, zostawiając ostatni pocałunek na jej czerwonych wargach. Czerwonych, jak letnie róże.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz